W Łodzi uczą wcześniaki samodzielnego oddychania
EWELINA CZARCZYŃSKA • dawno temu
Przychodzące zbyt wcześnie na świat dzieci mają przed sobą wielkie wyzwanie. Ich płuca często nie są jeszcze przygotowane do samodzielnej pracy, przez co zwłaszcza kilka pierwszych dni jest walką o każdy kolejny oddech, wspomaganą zazwyczaj przez respirator.
Lekarze z łódzkiego szpitala od pewnego czasu jednak korzystają ze szwedzkich wzorców postępowania — i błyskawicznie "uczą" malutkie dzieci samodzielnego oddychania. Dodać należy, że z dużymi sukcesami.
Wcześniaki, urodzone o kilka tygodni zbyt wcześnie, nie mają jeszcze odpowiednio przygotowanych do oddychania płuc. W Polsce zazwyczaj podłącza się je na pewien czas do respiratora, aby wspomóc oddychanie i — podając odpowiednie leki — poczekać na odpowiedni stopień rozwoju malutkich płuc.
Doktor Paweł Krajewski ze szpitala Madurowicza w Łodzi stosuje jednak inną metodę.
Jak sam opowiada, swój sposób postępowania oparł na wynikach badań lekarzy ze Szwecji, którzy udowodnili, że tak małe dzieci też są w stanie oddychać samodzielnie. Trzeba je jedynie tego nauczyć i trochę im na samym początku pomóc.
Zobacz również: 10 urodowych trików, które musisz znać
Noworodek, zaraz po przyjściu na świat, ma wkładany do gardła cewnik, przez który podaje się surfaktant. Jest to substancja występująca naturalnie w pęcherzykach płucnych — jej rolą jest zapobieganie sklejaniu się pęcherzyków i ułatwienie ich rozprężania w trakcie oddychania. Dzięki podaniu go wcześniakowi, jego płuca szybciej przygotowują się do samodzielnej pracy.
Po podaniu surfaktantu podłączany jest na bardzo krótki czas — zaledwie około 15 minut — respirator. Daje on wcześniakowi impuls do rozpoczęcia cyklu oddechowego, tak, aby po odłączeniu praca płuc była już kontynuowana bez pomocy aparatury.
Sposób okazał się bardzo skuteczny.
Doktor Krajewski opowiada, że taki sposób postępowania zastosował już u 170 wcześniaków. Jedynie czworo dzieci nie poradziło sobie z samodzielnym oddychaniem i wymagało ponownego podłączenia do respiratora. Pozostałe błyskawicznie nauczyły się same wdychać i wydychać powietrze.
Pozwoliło to zlikwidować częste niestety powikłania stosowania wentylacji mechanicznej, takie jak dysplazja oskrzeli czy respiratrowe zapalenie płuc. Dzieci są silniejsze, mają większy apetyt, a ich kontakt z otoczeniem jest znacznie lepszy, niż w przypadku maluszków leżących kilka dni pod respiratorem.
źródło : Gazeta Wyborcza — Łódź
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze